Thursday 28 August 2014

W 21 dni dookoła świata.

                                                         
                                                             Idea

Pomysl podrozy dookola swiata zrodzil sie jedynie przez przypadek. Glownym celem mojej podrozy mialo byc Bora Bora. Po skrupulatnym przeliczeniu czasu i kosztow wyszlo ze najlepiej jest leciec dookola globu zgodnie z kierunkiem obrotu ziemi , w przeciwnym razie chcac leciec na Bora Bora i wracajacc ta sama droga traci sie dwa dni z powodu roznicy czasu, a koszt podobny.
 Opcji bylo tysiace, cel - Polinezja Francuzka , przy minimalnych kosztach , minimalnym zmeczeniu , maksymalnym zwiedzeniu. Na wylot zdecydowalem sie z Londynu, mialem najblizej (mozna tez z Paryza). Kolejnym przystankiem, nieuniknionym , poniewaz nie ma bezposrednich lotow, bylo Los Angeles. Z Los Angeles trzeba leciec do Papeete , to stolica Polinezji Francuzkiej na wyspie Tahiti w archipelagu Society(Towarzystwa). Dopiero z Thaiti godzinnym lotem mozna dostac sie na Bora Bora. Moja powrotna droga miala obejmowac Auckland w Nowej Zelandii i Hong Kong, ale dorzucilem do tego jeszcze Sydney.Wiecej przystankow - mniejsze zmeczenie , koszty moze troche wieksze. Decyzja zapadla , potem tylko miesiace szperania po stronach internetowych, kupowanie biletow, rezerwowanie hoteli, zalatwianie wiz. Realia wygladaly tak : 3dni w Los Angeles, 1 dzien w Papeete, 7 dni na Bora Bora, 1 dzien w Auckland, 3 dni w Sydney, 3 dni w Hong Kong, co ogolnie daje:

- czas podrozy 20 dni

- 54 godziny lotu

- 40 000 km

- 6 krai czy krajow

- 4 kontynenty .

Koszt biletow lotniczych 11 000 pln , ceny hoteli ( w rozliczeniu na dwie osoby)- Los Angeles 2 noce, Papeete 1 noc, Bora Bora 7 nocy, Auckland 1 noc, Sydney 2 noce, Hong Kong 2 noce, razem okolo 8 800 pln.
Potrzebna jest rowniez wiza do USA (najtwardszy orzech do zgryzienia, trzeba bylo sie wybrac do ambasady) i do Australi (bardzo latwo i przez internet).

W 21 dni dookoła świata - Los Angeles.



                                                           Los Angeles

Lot do Los Angeles stal sie najdluzszym dniem w moim zyciu z prostej przyczyny , lecac zgodnie z ruchem obrotowym ziemi oraz mijajac strefy czasowe, zyskujemy na czasie do 12 godzin. Wygladalo to tak : z domu wyszedlem o godzinie 10:00 rano , potem szybki pociag z York do Londynu. Wylot z London Heatrow byl o godzinie 16:00 po poludniu , potem 11 godzin lotu w dzien i Ladowanie w “miescie aniolow” o godzinie 19:00 . Czyli moj dzien trwal 24 godziny plus 11 godzn lotu co daje nam 35 godzinny dzien. Przed wsiadnieciem do samolotu trzeba bylo przy odprawie okazac wszystkie dokumenty, wizy i bilety lotnicze . Latac lubie wiec nie moglem sie doczekac az wsiade do samolotu i wtopie sie w fotel i pograze sie w blogim nic nie robieniu na parenascie godzin. W czasie tak dlugich lotow przewaznie sledze trase lotu, na przemian ogladam filmy, slucham muzyki – wazne dla mnie sa dobre sluchawki ktore pozwalaja odciac sie akustycznie od zewnetrznego swiata wnetrza samolotu, zdarza mi sie czasem mocnego drinka wypic co pozwala mi szybciej zasnac nawet na pare godzin. W trakcie lotu mozna bylo podziwiac zimny i osniezony lad Grenlandii, co mnie zreszta troche zdziwilo, ale prady powietrzne “jetstrim” wymuszaja na pilotach taka trase. Dalej bylo mozna zobaczyc rozlegle kanadyjskie rowniny z tysiacami jezior, potem zaczely sie pojawiac osniezone szczyty, mozna tez bylo zobaczyc z gory Las Vegas. Na dlugo przed ladowaniem pojawily sie w dole swiatla podmiejskich domkow. Po wyladowaniu dluga kolejka do odprawy paszportowej kilka pytan o celu podrozy i juz na zewnatrz Los Angeles. Pierwsze wrazenie – Chaos! Ciezko bylo znalesc jasny opis przystankow autobusowych, nie ma tez mozliwosci bezposredniego przejazdu do glownych dzielnic LA ja k na przyklad Beverly Hills , gdzie mialem hotel zarezerwowany. Wifii and smartfon sprawdza sie w takich sytuacjach bezblednie.
Wyszlo ze moge jechac taksowka za okolo 80 dolarow , lub przejsc jakis kilometr do odpowiedniego przystanku autobusowego. Zawsze wybieram tansze opcje, wiec pojechalem autobusem za pare dolarow, do Santa Monica potem jedna przesiadka. Po jakiejs poltora godzinnej nocnej jezdzie po miescie dotarlem do przyjemnego hotelu na Beverly Hills.

Mialem trzy dni na zwiedzanie, wiec wszystko musialem skrzetnie zaplanowac . Zawsze planuje zwiedzanie przegladajac zdjecia i filmy na google, robiac notatki co chcialbym zobaczyc od najbardziej ciekawych do mniej ciekawych. Moj plan obejmowal atrakcje :
  1. Sightseeing Bus – objechanie wszystkich 3 linii
  2. Hollywod blvd
  3. Santa Monica
  4. Walk of Fame
  5. Universal Studios
  6. California Science Center
  7. Beverly Hills – Rodeo Drive
  8. Walt Disney Concert Hall
  9. Griffith Observatory
  10. Downtown
  11. Venice Beach
  12. Malibu
  13. Disneyland
Pierwszy dzien to dlugi spacer z Beverly Hills do Hollywood. Wzdlusz szerokich ulic, palmowych alei z typowymi amerykanskimi domami i villami, doszedlem do Hollywod Boulevard. To najbardziej znana i oblegana przez turystow ulica-atrakcja . Chodnik z gwiazdami, w ktore wtopione byly nazwiska slawnych aktorow i artystow, zaprowadzil mnie pod Dolby Theatre - miejsce gdzie wreczane sa co roku Oscary.
 Z tad autobusem turystycznym - Sightseeing calodzienna jazda po najciekawszych miejscach Los Angeles.
Pogoda w Californi przewaznie jest sloneczna i bezchmurna wiec mozna delektowac sie jazda na gornym poziomie oddychajac swiezym powietrzem. Warto uzyc sluchawek podczas jazdy autobusem. Tu niemalze kazdy budynek, kazda ulica byla uzyta jako scenografia do jakiegos filmu. Samo miasto jest ciekawe. Nowoczesna architektura poprzecinana szerokimi ulicami, wszechobecne strzeliste palmy, starsza czesc miasta zdominowana przez urocze budynki w stylu art deko. Kolejny dzien to spacer przez Rodeo Drive , potem autobusem do wybrzeza na dlugi spacer po dzielnicy Venice i plazy Santa Monica.
 Plaze byly puste, zato molo tetnilo zyciem. Zanim sie spostrzeglem juz zmierzchalo. Ostatni dzien okazal sie chyba najciekawszy. Zwiedzilem Science Centre gdzie mozna podziwiac i dotknac wahadlowca kosmicznego.

 Potem wyprawa do obserwatorium astronomicznego Griffith . Mily dlugi spacer na wzgorze , gdzie znajduje sie obserwatorium , zapewni piekne widoki na miasto , wzgorza oraz wielki napis Hollywod – wizytowka miasta.Z tamtad metrem do Universal Studios , ktore naprawde robi ogromne wrazenie, zarowno park rozrywki jak i City Walk. Po zachodzie slonca , powrot do hotelu. Przemieszczanie sie srodkami publicznego transportu pozwala poznac ciekawe lub mniej ciekawe postacie niczym z amerykanskich filmow. Nieodlacznym elementem amerykanskich miast sa bezdomni i lekko szurnieci, gadajacy do siebie, ludzie. Podczas jazdy metrem, jakas kobieta wrzeszczala na mnie w niboglosy – dlaczego filmuje ludzi w metrze? Poprostu zignorowalem ja, przeciez ludzie sa filmowani 24 godziny na dobe przez kamery cctv. Pozatym to naprawde mile miasto, a po powrocie ogladajac jakis holywoodzki film czesto rozpoznajemy plenery, w ktorych juz bylismy, oczywiscie jezeli byl krecony w LA.

Nastepnego dnia o poranku wylot z LAX do Papeete. Dzien po moim wylocie , jak sie dowiedzialem z wiadomosci , byla strzelanina na tym samym lotnisku ,z ktorego lecialem. Jakis desperat wyciagnol karabin maszynowy i zaczal strzelac. Samo lotnisko bylo bardzo przyjemne i bardzo nowoczesne. Bez problemu przebilem sie przez odprawe i wsiadlem do samolotu Air Tahiti Nui dazacego do Papeete, stolicy Polinezji Francuzkiej.

W 21 dni dookoła świata - Papeete.


                                                              Papeete

W Papeete wyladowalem poznym wieczorem. Lot trwal 8 godzin i byl calkiem przyjemny, moze tylko obsluga troche alkoholu skapila. Tropikalne powietrze bylo gorace , a wilgoc od razu skroplila sie na mojej skorze. Lotnisko o smiesznej nazwie Faaa bylo male, ale przyjemne. Moj hotel widzielem juz z okna samolotu. Znajdowal sie on 200 metrow od lotniska. Po drodze zaczepialy usmiechami mnie jakies dwie osoby, stojoce na przystanku, o blizej nie okreslonej plci w kolorowych strojach. Prawdopodobnie byly to lokalne prostytutki. Krotki “check in” w recepcji, prysznic i juz w hotelowym lozku.
 
Obudzilo mnie pianie koguta. Juz switalo. Musialem wstac jak najwczesniej, poniewaz mialem tylko dzien na zwiedzenie tego malego miasta. Widok z hotelowego okna dawal przedsmak tego co zabaczylem pozniej. Z jednej strony wzdluz lini brzegowej oceanu znajdowalo sie lotnisko z nielicznymi samolotami. Ruch na tym lotnisku ograniczal sie glownie do lokalnych lotow malymi samolotami.

Po drugiej stronie hotelu rozcizgaly sie wysokie wzgorza pokryte gesta, tropikalna dzungla. Hotel otaczaly liczne male domki z przydomowymi ogrodkami, w ktorych dominawaly drzewa mango i biegaly piejace kurczaki. Podobalo mi sie. Zostawilem bagaz w hotelu i udalem sie na zwiedzanie bez jakiegokolwiek planu i przewodnika. Uzywalem jedynie mapy na swoim smartfonie. Powietrze bylo bardzo wilgotne i gorace, do tego prazace slonce. Miasto jest cikawe I ma swoj charakter.

 Nie za wiele do zobaczenia, male kosciolki, market i piekne czarne plaze. Bardzo duzo spotyka sie sklepow z perlami. Na markecie mozna kupic jedna perle za rownowartosc jednego piwa , czyli okolo 15 zlotych.

Glownymi atrakcjami wyspy Tahiti sa za pewnie resorty turystyczne znajdujace sie wokol wyspy. Jest to rowniez dobry punkt przerzutowy na sasiednia wyspe Moorea (tylko pol godziny promem ).
Po poludniu odebralem bagaz, zjadlem cos goracego w przy lotniskowym barze I bylem gotowy do odprawy na lot relacji Papeete – Bora Bora. Z samolotu ,ktorym mialem leciec , wysiadali turysci ubrani w kolorowe koszule z wielkimi uplecinymi z kwiatow naszyjnikami. Moj lot gluwnie okupywali lokalni Maurysi. Lot malym samolotem trwal okolo godziny, wlacznie z miedzyladowaniem na Raiatea. Slonce krylo sie juz za horyzontem , kiedy ujrzalem przez okno zarysy najpiekniejszej wyspy na swiecie.



W 21 dni dookoła świata - Bora Bora.


                                                               Bora Bora

Podczas podchodzenia do ladowania na Bora Bora, z okna samolotu mozna bylo zobaczyc jedynie zarysy wyspy, poniewaz juz zmieszchalo, a ponadto szyby byly nieco przybrudzone.

 Lotnisko Motu Mute bylo naprawde male, praktycznie prowizoryczny maly budynek . Bagaze odbieralo sie bezposrednio z wozka , ciagnietego recznie przez obsluge. Z lotniska mozna przedostac sie na glowna wyspe darmowym promem zapewnionym przez linie lotnicze. Ja, ze wzgledu na pozna pore zdecydowalem sie na prywatna lodke do hotelu. Po jakichs 15 minutach dobilismy do wschodniego brzegu atolu, bylo juz kompletnie ciemno. Okazalo sie ze woda jest za plytka w poblizu hotelu I motorowka nie mogla dobic do brzegu. Jedynym wyjsciem okazalo sie sciagniecie ubran, wskoczenie do wody i popchniecie ludki z bagazami do pobliskiego mola. Woda faktycznie byla po kolana. Wokol panowaly egipskie ciemnosci. Na molu przywital nas pan z latarka , ktora sluzyla do oswietlania nam drogi do hotelu. Okazalo sie ze w calym hotelu nie ma swiatla, gdyz generatory “siadly”. Nie dzialaly tez komputery wiec nie moglem sie zameldowac. Jokies 15 minut stalem z bagazem w reku ,zanim ktos zaproponowal mi krzeslo. Okazalo sie ze hotel “Bora Bora Eden Beach” prowadzony jest przes slowakow.
 Tu i owdzie, wokol basenu lezeli pijani, chrapiacy slowaccy turysci na lezakach. Moglbym przysiac ze obsluga tez byla pod wplywem. Po jakichs 30 minutach oswietlenie zaczelo dzialac. Zostalem zaprowadzony do domku stojacego na plazy, jakies 20 krokow od recepcji, basenu i restauracji. Powitanie nie najlepsze. Na hotel mozna bylo wiecej narzekac niz chwalic. W nocy czesto szczekaly psy, muzyka w barze grala zbyt glosno, czasami brakowalo cieplej wody, czeste przerwy w dostawie pradu, wystarczylo wlaczyc jakies urzadzenie elektryczne do gniazdka i nagle robilo sie ciemno w calym hotelu. Nic dziwnego ze ludzie przyjezdzajacy tu, opuszczali ten hotel nastepnego dnia. Odnosilem nawet wrazenie ze interes prowadzony przes slowakow znajduje sie na krawedzi bankructwa. Hotel byl zdecydowanie za drogi jak na swoj standard. Ceny tez walily na kolana: piwo - 35 zlotych, jajecznica z dwoch jajek – 24 zlote, kolacja okolo 80 zlotych. Na szczescie sniadanie bylo wliczone w cene. W ramach oszczednosci posilalem sie czasami zupkami instant zalewanymi woda mineralna, grzana na sloncu. O podlaczeniu czajnika elektrycznego nie bylo mowy, gdyz wywalalo bezpieczniki w calym hotelu. Po wode i jedzenie pozostalo wybrac sie taksowka wodna do sklepu na drugim brzegu, za okolo 10 euro za osobe w jedna strone.
Dobilo mnie to ze po otwarciu plecaka ,wypelzla z niego wielka czarna, obrzydliwa gasienica, ktora wpelzla prawdopodobnie jeszcze na Thaiti. Trzeba bylo sie pozbyc robala.

Na szczescie o poranku ,kiedy wyszedlem przed domek na plazy, powrocil mi dobry humor. Zrozumialem wtedy ze bylo warto. Widok byl przepiekny. Hotel zlokalizowany byl na poludniowej czesci atolu, niepodal hotelu Intercontinental. Na wprost przede mna rozciagala sie ogromna laguna, zmieniajaca kolor wody od bialej, przez kilka odcieni niebieskiej, turkus do ciemnego blekitu. O jakies 2 km odemnie wlanial sie z wody sczyt Otemanu – 727 mnpm. Na prawo i lewo rozciagaly sie dlugie biale plaze, z pochylonymi nad lustro wody plamami. Widok jedyny w swoim rodzaju. Z tylu za hotelem znajdowal sie las palm i droga na zewnetrzny brzeg atolu. Hotel mial naprawde dobra lokalizacje. Znajdowal sie na koncu wschodniego atolu, nieopodal hotelu Intercontinental.

Pierwszego dnia wybralem sie na zakupy do sklepu: wode, ta z kranu nie nadawala sie do spozycia, zupki instant, parowki w sloikach, czipsy jakies pasztety, pieczywo, napoje I pare piw. Na zapas zywnosci na caly tydzien wydalem jakies 200 zlotych. Droga do sklepu to jakies 10 minut lodka i 3 kilometrowy spacer wzdluz tropikalnego wybrzeza wyspy.
Glowna wyspa nie jest zbyt ciekawa. Brzeg lekko zanidbany. Pelno biegajacych krabow. Za to widoki na otaczajacy atol wyspe sa przepiekne. Wystarczy wyjsc na jakiekolwiek wzgorze i mozna sie napawac tym uroczym widokiem godzinami. Na niektore ze wzgorz da sie wejsc prowadzocymi na nie drogami ,wystarczy tylko znalesc odpowiednia z nich. Najlepszy widok chyba rozciaga sie z poudniwej czesci wyspy, w okolicy hotelu Matira. Znajdziemy tam rowniez pare sklepow, restauracje, kilka pieknych publicznych plaz. Wokol wyspy prowadzi jedna droga dlugosci okolo 60 km wzloz ktorej stoja pojedyncze, male domki rdzennych mieszkancow. Najlepszym rozwiazaniem jest wypozyczenie roweru elektrycznego za jakies 30 euro i mozemy spokojnie eksplorowac ta egzotyczna wyspe. W glownym miescie Vaitape znalesc mozemy liczne sklepy, jeden supermarket, kilka koscilow, port, dwa bankomaty, market, kilka sklepow z perlami, i biuro turystyczne. Biuro oferuje loty helikopterem wokol wyspy za okolo 300 euro za osobe, i to jest chyba jedyne miejsce na swiecie gdzie warto to zrobic. Wieczorem wrocilem do hotelu. Usiadlem na plazy w altance ze strzecha i miekkim materacem. Saczylem piwo podziwiajac spektakularny zachod slonca. O tej porze dnia wiatr zawsze cichl , slonce koloryzowalo horyzont w zolto-czerwone barwy. Woda oceanu stawala sie gladka niczym lustro ,w ktorym odbijala sie gora Otemanu i niebo zachodzacego slonca.
Dzien drugi to eksplorowanie okolic hotelu. Po sniadaniu poszedlem w strone hotelu Intercontinental. Ubita droga z koralowego kamienia po zewnetrznej stronie atolu doprowadzila mnie do wejscia resortu. Po drodze mijalem mnstwo prywatnych posesij w ktorych cos remontowano . Od wejscia na nie powstrzymywaly wszechobecne tablice z napisem “TABU”. Okolice Motu zawsze swiecily pustkami, wiekszosc ludzi spedza zapewne czas w kurortach.
Hotel Intercontinental byl ogolnie dostepny dla turystow- zwiedzajacych. Mozna bylo swobodnie przjsc sie po alejkach z domkami na palach, stojacych na spokojnej turkusowej wodzie laguny. Mozna bylo rowniez korzystac z plazy i zazywac kapieli w cieplej, krystalicznie czystej wodzie. Wzdloz brzegu plywaly ogromne plaszczki, ktore podplywaly do licznych turystow stojacych w wodzie i ocieraly sie o ich stopy.
Na brzegu, posrod licznych palm znajdowal sie ogromny blekitny basen bez krawedzi,lezaki ,hamaki i parasole przeciwsloneczne. Jednym slowem wszystko czego oczekuje turysta. Po drodze mijalem rowniez , ogrody koralowe, male oczka wodne z krystalicznie czysta woda i kolorowymi rybkami, restauracje,wypozyczalnie sprzetu jak: kajaki, pletwy itp. Ten hotel robil wrazenie. Za hotelem Intercontinental znajduje sie Sofitel hotel. Proba zwidzenia tego hotelu zakonczyla sie interwencja ochroniarza na rowerze , ktory potraktowal mnie jak intruza i nakazal opuszczenie terenu hotelu. Poszedlem wzdloz zewnetrznego brzegu do miejsca, gdzie atol dzielil na czesci szeroki, gleboki po uda, pas wody. Prad wody byl zbyt silny , a ponadto ostre korale i liczne jezowce powstrzymaly mnie od przejscia na droga strone.
W powrotnej drodze pochloniety bylem w calosci fauna plytkiej wody, na zewnetrznej stronie atolu, gdzie roznobarwne korale chowaly sie zaledwie pare centymetrow pod woda. Olbrzymie fale rozbijaly sie onie kilkadziesiat metrow od brzegu. W oddali bylo widac zarysy sasiedniej wyspy Raiatea, na ktora podobno plywal prom z Vaitape.
Kolejny dzien to wyprawa w druga strone atolu. Po sniadaniu, na ktore zazwyczaj skladalo sie: 2 bulki, ser, 3 plastry wedliny, jogurt i herbata, poszedlem wzdluz dlugiej plazy. Plaza byla dluga, jakies 3km bialego piasku ze spokojna, plytka i spokojna woda. Palmy chylily sie nad lustro wody. Raj na ziemi.
 Ta czesc atolu jest praktycznie bezludna, moze tylko kilka prowizorycznych domkow z nielicznymi mieszkancami. Dopiero na koncu atolu pojawily sie oznaki zagospodarowania tego rejonu. Nie bez powodu znajdowalo sie tu pole namiotowe, bary, parasole ze stolikami. I tu zaskoczenie, okazuje sie ze za jedyne 20 euro mozemy tu spedzic tydzien w namiocie. Najpiekniejsze miejsce na swiecie na pole biwakowe i mieli nawet wifi. Piekna plaza, wspanialy widok na glowna wyspe, krystalicznie czysta woda. Nie moglem sie oprzec, zeby nie wskoczyc do wody. Z wody nie chcialo sie wychodzic, wiec spedzilem na tej plazy reszte dnia.
Powrot do hotelu okazal sie bardziej emocjonujacy niz przypuszczalem. Okazalo sie ze wyszedlem za puzno z plazy zeby zdazyc przed zmiaszchem do hotelu. Zmrok zapadl niespodziewanie szybko. W nocy na plaze zaczynaja wychodzic ze swoich nor kraby, setki krabow. Kraby byly naprawde olbrzymie nie baly sie wogole. Wrecz przeciwnie stawaly mi na drodze, wyciagaly szczypce i machaly nimi. Nie dalo sie przejsc. Za latarke posluzyl mi telefon komorkowy, do usuwania krabow z mojej sciezki uzylem kija znalezionego w buszu. Niektore musialem “utluc”, zeby przezyc:-).Tym sposobem dostalem sie do hotelu.
Nastepnego dnia zarezerwowalem wycieczke do okola wyspy. Za okolo100 euro od osoby mozna bylo przeplynac z przewodnikiem do okola wyspy po wewnetrznej stronie atolu, poplywac z rekinami, zwiedzic Vaitape, ponurkowac z maskami w koralowych ogrodach, zjesc obiad na malej bezludnej wyspie i ponurkowac na glebokich wodach w poszukiwaniu olbrzymich plaszczek - manta ray. Przewodnik z mala ludka i czteroma innymi turystami zabral nas najpierw na plywanie z rekinami. Plywanie z rekinami jest niewatpliwie najwazniejsza rzecza do zaliczenia na tej wyspie. Rekiny te sa nie grozne, jakies 2 merty dlugie. Nigdy nie odnotowano pogryzienia ludzi przez te rekiny, jak zapewnial przewodnik.
Ludka zatrzymala sie jakis kilometr od brzegu na plytkiej po szyje wodzie. Z gory bylo widac setki rekinow,plaszczek i kolorowych rybek. Kiedy wskoczylem do wody zrozumialem ze jest to jedno z najlepszych doswiadczen w moim zyciu. Rekiny plywaly wokol mnie, plaszczki ocieraly sie o mnie, wrazenie nie samowite. Do tego przewodnik wrzucal do wody kolo mnie kawalki ryb, co powodowalo ze rekiny podplywaly i szarpaly te kawalki energicznymi ruchami. Woda wrecz kotlowala sie od ryb i plaszczek. Bylem pod wrazeniem.
 Potem poplynelismy na troche glebsze wody, okolo 5 metrow, do koralowych ogrodow. Wspaniale, roznorodne korale oraz masy malutkich kolorowych rybek. Do tego wspaniala przejrzystosc wody. Nastepnie poplynelismy do Vaitape na krotki spacer i drobne zakupy. Z tad poplynelismy na malutka bezludna , jakies 100 metrow dlugosci, wysepke z paroma lezakami i barem.

Tu tez warto bylo posnorkowac. Powracajac do hotelu zatrzymalismy sie na plywanie z manta ray. Niestety nie dane bylo nam spotkac zadnej, ale samo plywanie w blekitnej,bezdennej wodzie tez sprawialo przyjemnosc. Przez caly czas trwania wycieczki plynelismy po wodzie ktora co kilkaset metrow zmieniala kolor, czasami nawet bylo widac krawedzie kolorow wody. Niezatarte wrazenia. Bylem w pelni usatysfakcjonowany.
Kolejne dni to czysty relaks. Plazowanie na pieknych bialych plazach. Kajakowanie wzdloz brzegu. Kajaki byly za darmo wiec trzeba bylo skorzystac. Lubilem tez”chodzic po wodzie”, to znaczy chodzic po przybrzeznej plyciznie po kostki, ktora rozciagala sie na jakies 500 metrow od brzegu ze sluchawkami w uszach.Warto tez wybrac sie podczas odplywu na zewnetrzna strone atolu. Wtedy kolorowe korale sa odsloniete, ponad powierzchnia wody, a w malych oczkach wodnych mozna spotkac, murene lub inne koralowe ciekawe zwierzatka. Na ostatni dzien na Bora Bora zostawilem sobie nie lada gradke, przelot helikopterem nad wyspa za okolo 300 euro od osoby. Po rozliczeniu sie z hotelem, ktore nie odbylo sie bez problemu, udalem sie do Vaitape. W hotelu nie dzialala opcja placenia karta, wiec wlasciciel zaproponowal zaplacenie gotowka. Pojechal z nami do miasta, zaplacilismy mu oraz za taksowke, jakies 30 euro.W porcie zamuwilem lot helikopterem na godzine 14-sta. Mialem troche czasu na kupienie pamiatek. Potem mila pani z biura zawiozla mnie na pobliskie lotnisko dla helikopterow. Smiglowiec mial juz wlaczone silniki, wiec wskoczylem besposrednio z samochodu do helikoptera. Pilot podal krotko informacje na temat bezpieczenstwa i szybko wzbilismy sie w gore. Tuz pod nami zaczely odslaniac sie blekitne kolory wody. Od razu pomyslaem sobie ze bylo warto. Siedzialem tuz obok pilota ,z przodu. Okienko w drzwiach bylo otwarte, wiec moglem spokojnie robic zdjecia i krecic filmy.

 Pilot praktycznie przez caly czas trwania lotu dawal komentarze przez intercom na temat tego co mijalismy pod nami. Jest to jedno z niewielu miejsc gdzie warto to zrobic. Pogoda byla sloneczna a powietrze przejrzyste, widoki niesamowite.dopiero z lotu ptaka widac naprawde na czym polega fenomen tego skrawka ladu na Oceanie.Niepowtarzalne.
Po wyladowaniu fotka przed helikopterem. Powrot do portu, gdzie wsiadlem na darmowy prom do lotniska. Po godzinie juz bylem w samolocie powrotnym do Papeete. Zmierzchalo. Pozostalo troche wspomnien, pare tysiecy zdjec i kilka gigabajtow filmow.

W 21 dni dookoła świata - Auckland.


                                                    Auckland
 
 Do Auckland przylecialem z Papetee okolo 6-stej rano. Po drodze mijalismy stefe czasowa,co spowodowalo ze stracilem dzien. Trzeba bylo przestawic zegarki o 24 godziny do przodu. Po wyladowaniu dalo sie odczuc chlodne powietrze. Byl Pazdziernik , wiec w Nowej Zelandji byla Wiosna. Co prawda bylo okolo 20 stopni, ale wialo, a po tygodniu w 30-sto stopniowym tropiku, roznica byla odczuwalna. Nieopodal lotniska byl moj hotel,wiec poszedlem pieszo. Zameldowalem sie szybko, zostawilem bagaz w pokoju i udalem sie do centrum.
Mialem tylko jeden dzien na zwiedzenie tego miasta. Samo Auckland nie oferuje nic szczegolnego do zobaczenia, wieza widokowa, akwarium, pare kraterow powulkanicznych w okolicy. Aczkolwiek miasto to ma swoj urok i calkiem mi przypadlo do gustu. Czyste, zadbane, ciekawa architektura. Najciekawszy widok jest z wiezy widokowej w centrum oraz z pobliskiego krateru. Wystarczy wsiasc w autobus turystyczny w centrum i jednego dnia mozemy zwiedzic cale miasto i wszystkie atrakcje.
Mnie wystarczyl jeden dzien. Po za tym bylem zmeczony, gdyz prosto z samoltu po osmiogodzinnym locie poszedlem na calodzienne zwiedzanie, a za pare godzin musialem zlapac samolot do Sydney. Troche to bylo na “wariata” ale, raz sie zyje. Obstawiam ze Auckland jest najmniej ciekawe z calej Nowej Zelandii. Po powrocie do hotelu pare godzin snu i rano kolejny samolot, tym razem do Australii.
 

W 21 dni dookoła świata - Sydney.


                                                               Sydney
 
Lot do Australii z Nowej Zelandii zajal 3,5 godziny. Wyladowalem kolo poludnia. Z lotniska dostalem sie metrem do centrum, prawie pod drzwi hotelu. Hotel byl wyjatkowo przytulny, jak na trzygwiazdkowy. I znow zostawilem bagaz i szybko na zwiedzanie miasta. Mialem trzy dni na zwiedzenie Sydney. To malo na zwiedzenie tak duzego miasta, ale wykonalne. Jak zwykle zaczalem od autobusu turystycznego Explorer. Najciekawsze miejsca, miejsca ktore nalezy zobaczyc to;

  1. Opera House
  2. Wieza widokowa
  3. Plaza Bondi
  4. Most w Porcie
  5. Manly – plaza
  6. Sealife – akwarium/zoo
Ponadto samo chodzenie po miescie jest przyjemne. Zawsze jest cieplo. Nowoczesne wiezowce pieknie komponuja sie z licznymi parkami.Czysto. Mnostwo pobliskich plaz. Wszedzie, nawet w centrum pelno egzotycznych, kolorowych papug. Pierwszego dnia udalo mi sie zobaczyc plaze Bondi, jedna z najpopularniejszych plazy w Sydney.
 Bylo tloczno ale nic dziwnego, to naprawde pieknie ulokowana plaza. Szokiem dla mnie byly beczki z darmowym kremem do opalania, cztery rozne filtry oraz darmowe grille. Odpalasz , grillujesz, sprzatasz po sobie. Genialne. Bylo cieplo okolo 25 stopni. Podobaly mi sie domki mieszkalne, w amerykanskim stylu osadzone wzdluz calego wybrzeza Sydney. To naprawde piekne miasto. Objazd jedna linia turystyczna zajal mi cale popoludnie. Wieczorem spacerowalem po miescie i centrum. Mnostwo turysow , duzo kawiarenek, barow. Miasto tetnilo zyciem. Wypilem piwo pod opera w kawiarni. Wracajac do hotelu kupilem troche suszonego miesa z kangura, strusia i krokodyla zeby zajadac cos w hotelu. Bylo dobre. Dziwny motyw jest z alkoholem i papierosami. Ciezko jest znalesc sklep z alkoholem, normalne sklepy nie sprzedaja. A papierosy sa ukryte pod lada i wszystkie marki sprzedawane sa w czarnych opakowaniach. Drugi dzien zaczalem od wizyty w wiezy widokowej.

 Z wiezy rozposcieral sie bardzo ladny widok na miasto, most i zatoke. Potem poszedlem pod opere, ktora naprawde robi wrazenie. Zrobilem jeszcze kolko linia turystyczna po centrum. Nastepnie poszedlem do Sealife, takiego ZOO w porcie. Mozna tam zobaczyc wszystkie zwierzeta morskie i naziemne charakterystyczne dla Australii jak : misie koala, strusie, krokodyle itp. Dzien minal szybko. Nastepnego dnia poplynalem na plaze Manly.

Jest to plaza polozona po drugiej stornie zatoki ze zloto-zoltym piaskiem i strzelistymi choinkami wzdluz plazy. Wyglada to naprawde pieknie. Samym promem warto sie przeplynac, dla samego widoku na miasto. W okolicach Manly jest mnustwo plaz z darmowymi grilami. Bardzo przyjemne miejsca do relaksu i odpoczynku. Az sie chcialo zostac na zawsze. Po powrocie pospacerowalem po parku miejskim na brzegu zatoki, skad rozposciera sie najlepszy widok na opere i most.

Starczylo mi jeszcze czasu aby przejsc na druga stone mostem. Spacer po moscie tez nalezy do obowiazkowego punktu zwiedzania. Tak oto minely trzy dni. Nastepnego dnia o poranku opuscilem Sydney samolotem lecacym do Hong Kongu.
 


W 21 dni dookoła świata - Hong Kong.

                                                           Hong Kong
  
Do Hong Kongu z Sydney lecialem 8 godzin. Wyladowalem poznym wieczorem. Lotnisko robilo wrazenie. Z lotniska do centrum trzeba sie bylo dostac publicznym srodkiem transportu. Autobus byl pod reka, wiec wsiadlem i pojechalem. Byla noc wiec nie duzo dalo sie zobaczyc. Widac bylo tylko swiatla wiezowcow w oddali.
Kiedy autobus dojezdzal do cantrum w oczy rzycila mi sie ogromna ilosc ludzi chodzacych ulicami. Gestosc zaludnienia widac tu na kazdym rogu ulicy. Masy ludzi.
Wrazenie robily takze setki neonow, olbrzymich wyswietlaczy LCD i reklam, przewaznie po chinsku.

Jeden z najwiekszych drapaczy chmur byl caly pokryty ekranem LCD, I wyswietlal na sobie rozne rzeczy. Autobus zatrzymal sie tuz przed hotelem. Pomimo ze mialem pare krokow do hotelu z przystanku, zostalem pare razy zaczepiony przez lokalnych ludzi ledwo mowiacych po angielsku, nie koniecznie chinczykow. Pytali czy mi cos trzeba: mieszkania, towarzystwa, czegos do palenia itp. Marzylem tylko o miekkim hotelowym luzku. Niestety rozczarowalem sie , chyba po raz pierwszy tak bardzo. Hotel w ktorym sie zameldowalem, lezal w dobrym miejscu, po ladowej stronie Honk Kongu. Blisko do wielu atrakcji. Za to pokoj nie odpowiadal w zaden sposob, opisowi ze zdjec strony ktorej rezerwowalem. To byl najgorszy hotel w moim zyciu. Pokoj znajdowal sie na piatym pietrze. Wymiary 3x3 metry. Na podlodze nie bylo nawet miejsca zeby otworzyc walizke.Okno wymiarow 50x50 cm bylo wysoko pod sufitem. Widok z okna na betonowa sciane sasiedniego budynku, oddalonego o 2 metry. Lazienka mala, ciemna, wanna wielkosci polowy naszej. Koszmar. A mial byc pokoj z widokiem na miasto i przestronnymi oknami. Zaplacilem za niego okolo 1500 zlotych, za trzy noce. Zalowalem. Ale bylem na tyle zmeczony ze nie chcialo mi sie zchodzic na dol i klocic sie z personelem.

Nazajutrz rano poplynlem z pobliskiego portu na wyspe Hong Kong. Atmosfera tego miasta wymuszala na mojej twarzy lekki usmiech. Wygladalo to troche nierealistycznie. Chinska muzyka grajaca gdzies na ulicy w tle, grupy starszych ludzi cwiczacych Thai-Chi na portowym deptaku, no i oczywiscie przebijajace sie przez lekka mgle, a raczej smog, zarysy drapaczy chmur. Do najwazniejszych atrakcji tu naleza:

    1. Peak view - gora z widokiem na city
    2. Ocean Park - takie wesole miasteczko
    3. Market noca
    4. Sampon tour – plywanie ludka po wodnej dzielnicy
    5. Deep water and repulse bay – fajna plaza
    6. Budda – wielki posag Buddy
    7. Kolejka linowa do Buddy
    8. Star ferry- prom z wyspy na lad
    9. Light Show- pokaz swiatel
    10. Sky 100- taras widokowy w wiezowcu
    11. Disneyland
    12. Spacer po Avenue of Stars , czyli spacer po ladowej czesci promenady.

Zaczalem tradycyjnie od przejazdzki autobusem turystycznym. Tuz przy porcie na wyspie wsiadlem w autobus. Przejazdzka pomiedzy tutejszymi drapaczami chmur naprawde robi wrazenie.Wysiadlem pod kolejka na Peak View. Kolejka byla dluuuga. Ale to nic w porownaniu z wieczornymi kolejkami, ktore naprawde maja po kilkaset metrow. Wszedzie masy ludzi, masy turystow. Stara kolejka zawiozla mnie na szczyt, gdzie znajduje sie taras widokowy. Tu trzeba byc.

 Pomimo lekkiego smogu, widok I tak byl zapierajacy dech w piersiach. Potem pojechalem do Ocean Park. Glowna atrakcja bylo tu dla mnie spotkanie Pandy. Ale jest tu tyle innych atrakcji jak: kolejki linowe, olbrzymie akwaria, wesole miasteczka, duzo duzo ciekawego. Polecam caly dzien tu spedzic. Nastepnie pojechalem autobusem turystycznym na plaze Deep Water And Repulse Bay. Bardzo przyjemna, spokojna plaza. Ciekawa lokalizacja. Podazajac za atrakcjami na trasie autobusu turystycznego, dotarlem do portu gdzie mozna bylo poplywac ludka Sampon. Ta atrakcja byla wliczona w cene biletu autobusu turystycznego, czyli za okolo 50 dolarow. Z ludki mozna bylo podziwiac plywajaca restauracje, liczne waskie na pare metrow drapacze chmur oraz tutejszych mieszkancuw ludki-domy. Zaczelo zmierzchac. Wiec wybralem sie na ladowa czesc miasta. Tutaj codziennie o 19-stej, z promenady mozna podziwiac Light Show. Jeden z najlepszych na swiecie pokazow swiatel.

Polega to mniej wiecej na tym ze do grajacej muzyki puszczane sa lasery i swiatla z wiezowcow po drugiej stonie miasta. Wszystkie budynki swieca, mrugaja i zmieniaja kolory do rytmu muzyki. Piekna rzecz. Poznym wieczorem udalem sie jeszcze na pobliski market gdzie mozna kupic wszystko, zjesc wszystko. Roznorodnosc sprzedawanych towarow, zabaweczek, przyulicznych restauracji, przyprawila mnie tu o lekki zawrot glowy.Nastepnego dnia postanowilem zwiedzic czesc Hong Kongu znajdujaca sie na ladzie. Z rana wskoczylem do metra w kierunku posagu Buddy. Sama przejazdzka metrem byla dla mnie duza frajda. Dlugi podziemny pociag bez przedzialow wije sie na zakretach to w gore, to w boki. Do posagu nalezy wybrac sie jak najwczesniej, puzniej kolejki do wagonikow kolejki linowej ciagna sie w nieskonczonosc. Kolejka linowa jest naprawde dluga. Conajmniej pare kilometrow. Piekne widoki na gory i morze. Potem szybki spacer przez sztucznie zbudawana wioske, aleje z posagami chinskich wojownikow, dlugie schody do gory i jestem u stop Buddy.

 Piekne widoki, tlumy ludzi. Wracajac do miasta zjadlem cos w McDonald. I tu mile zaskoczenie, bo nie jestem fanem fastfooda, czasem sytuacja wymaga, ale tu w menu maja chinskie zupki i inne lokalne przysmaki. Niebo w gebie, zwlaszcz ze jestem fanem kuchni azjatyckiej. Po drodze wysiadlem jeszcze pod Disneyland, do ktorego nawet nie wchodzilem. Potem zalowalem. Interesujacy byl sam pociag jadacy do Disneylandu. Interesujacy jak wszystko inne w Hong Kongu. Wyglada tu to wszystko jakby przeniesc sie w czasie do przodu o jakies 50 lat. Technologie, elektronika w sklepie, komunikacja miejska, kultura ludzi tu wszedzie widac roznice miedzy azjatycka kultura a reszta swiata. Chcialem jeszcze na koniec zobaczyc taras widokowy SKY100, ale sie rozczarowalem bo pani sexi-chinka powiedziala, ze taras widokowy dzis jest zamkniety na prywatny bankiet. Pech. Coz, do reszty dnia poszwedalem sie po sklepach i centrach handlowych ,ktorych jest tu zatrzesienie. Poznym wieczorem mialem wylot do Londynu.

Te trzynascie godzin w samolocie to byl jeden z lepszych lotow w moim zyciu. Trafilo mi sie dobre miejsce z duza iloscia na nogi. Takze walnalem pare szybkich, wyciagnalem nozki i przespalem wiekszosc lotu. Wylecialem o 23.00 z Hong Kongu, 13 godzin lotu, ale o 6-stej rano nastepnego dnia bylem w Londynie.Roznica czasu. Byl juz listopad wiec w Anglii bylo zimno. Trzesac sie z zimna wracalem do domu i sam nie moglem uwierzyc w to ze oblecialem swiat dookola. W to ze poszlo tak gladko, czyli zadnych problemow wizowych itp. W to ze plywalem z rekinami na Bora Bora. Moje spojrzenie na swiat, dzielace nas odleglosci i granice, roznice kulturowe, marzenia do spelnienia uleglo zmianie raz na zawsze. Moja podroz do okola swiata dobiegla konca.



ps. Nie odkladaj marzen, odkladaj na marzenia :-).


Wednesday 13 August 2014

Mallorca - Best things to see.

Mllorca - the largest of the Balearic Islands.Most popular and most frequently visited by tourists Spanish island. Crystal clear and warm water, warranty sunny weather, beautiful beaches, just everything you expect from a holiday. What we should visit? Here is what we shouldn't miss:
Palma City:

Plaza Sa Calobra , Torrent de Pareis

Platja de Palma

Magaluf

Palmanova

A ride by tram from Palma to Port de Soller
Caves in Porto Christo
Porto Christo

Playa Es Trenc
Formentor

 BCM in Magaluf
Paguera
Santa Ponca

I recommend get a trip "Great Island Tour"

 there for about 60 euros we can see what is most interesting. Bus start ride from Palma to Torrent de Pareis by winding mountain roads,

 next stop ,beach Sa Colabra,

 from there by ferry to Port de Soller
 and then by tram through the mountain come back to Palma.

You must also necessarily experience bathing in the numerous small bays with small beaches, here you can choose the nearest.

Pltja del Mago
Video from whole holiday.